*Remy/…*
Zostałam sama. Heilari wyszła gdzieś
zostawiając mnie w Danger Room, niestety nasz trening nie wniósł nic nowego i
trochę się zawiodłam. Ale moja nowa nauczycielka nie pozwoliła mi na myślenie i
wystrzeliła do mnie z jakiejś wyrzutni pocisków. Przestraszona padłam na bok
omijając kule.
-Ostatnia próba na dziś. Broń się. I to już
nie jest hologram.. – Odezwała się fioletowo oka.
Nie minęło 15 sekund jak w Sali rozpętało
się moje prywatne piekiełko. Niezliczone lasery i armaty na oślep wysyłały naboje… Nie miałam pojęcia
jakim cudem mam przed tym uciec.
-Przestań już! – Wrzasnęłam.
Chwilę po tym zrobiła mi się słabo i
opadłam na podłogę, ale nie traciłam przytomności. Atak ustał, do pomieszczenia wbiegły Heilari i Madelaine.
Podniosły mnie i stałyśmy tak czekając aż mi przejdzie. W końcu zawroty głowy
ustały i mogłam już iść o własnych siłach.
Odprowadziły mnie do pokoju, od razu
walnęłam się na łóżko. Chyba nie mam kondycji... W ciągu ostatnich dwóch tygodni mój
wysiłek ograniczał się do przejść z sypialni do kuchni. Kiedy odpoczęłam na tyle by móc iść się
przebrać okazało się, że na dworze jest
już ciemno. Westchnęłam i już w normalnym ubraniu zeszłam na dół. Cel: znaleźć kuchnię. Przez to wszystko
zgłodniałam. Dość szybko trafiłam do lodówki i wyjęłam z niej ser, w chlebaku
czekała na mnie bułka i kolacja gotowa. Trochę niepewnie czułam się grzebiąc
tutaj, ale w końcu od dziś to mój dom... To brzmi co najmniej dziwnie, ale co
zrobić? Pospiesznie zjadłam posiłek i poszłam do salonu, gdzie było całkowicie
pusto. Nie zdążyłam nawet usiąść gdy Heilari gwałtownie otworzyła drzwi swojego
pokoju po czym marszem przebyła pokój i stanęła pod drzwiami.
-Wrócę rano. Jeśli będziesz czegoś
potrzebowała pomarudź Megan lub Alice. I bądźcie grzeczni. – Założyła okulary
przeciwsłoneczne i wybiegła.
Nieco zaskoczona wróciłam do pokoju i
zerknęłam na swoja komórkę. „12 nieodebranych połączeń od: Ashley”, natychmiast
zadzwoniłam żeby powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Oczywiście zataiłam
część o mutantach. Obejrzałam jakąś
komedie na laptopie, ale humor nijak mi się poprawił. Poszłam do łazienki i
przygotowałam się do snu.
Trzepoczące czarne skrzydła... Niebieskie promienie... Walka. Ale kto? Widzę płaczące dziecko, postać
dziewczyny zbliża się do niego i podnosi. Nie widzę jej twarzy, tylko czarne
włosy opadające na ramiona i czerwone usta. Po chwili widać wystające kły,
które zatapiają się w szyi maleństwa. Umiera nagle, a postać odkłada je na
miejsce. Jest niewzruszona. Chociaż nie... Zaraz... Ona płacze, osuwa się na
kolana i kryje twarz w dłoniach. Słychać kroki... Dziewczyna gwałtownie wstaje i
rozgląda się szukając drogi ucieczki, w końcu wybiera okno i wyskakuje na
zewnątrz...
Obudziłam się ciężko oddychając. Kolejna
wizja... Jednak ta była przerażająca, natychmiast zapaliłam światło, aby dodać
sobie otuchy i skuliłam się pod kołdrą. Po jakimś czasie udało mi się zasnąć,
ale dręczyły mnie koszmary.
[ 7 lipca ]
Drzwi do mojego pokoju były obijane przez
jeszcze mi nie znaną osobistość.
-Za godzinę idziemy do miasta! Też chcesz?!
–Megan krzyknęła.
-Nie wiem...
-Czyli idziesz! Na razie!
Przekręciłam się na drugi bok, ale
stwierdziłam, że muszę już wstać, ponieważ podczas snu pojawiały się obrazy z
nocnej wizji. Zerknęłam na zegarek, było kilka minut po 8. Po pół godzinie
zeszłam do kuchni, gdzie przebywała aktualnie cała reszta.
-Hej! – Meg z wielką radością wrzasnęła mi
nad uchem.
-Au!
-Oh, wybacz... Ale bujać się mutanciątka!
Remy trzymaj tosty i wcinaj. – Wcisnęła
mi talerz ze śniadaniem i wyjęła kilka szklanek z szafki.
Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł. Stół
w tej wielkiej kuchni był o wiele mniejszy niż w jadalni, chodź i tak
zmieściłoby się tutaj około 20 osób. Heilari chyba zamierza stworzyć armie,
tyle tu miejsca… Maddie i jej siostra zaczęły rzucać się kulkami z chleba co
dość szybko opanował Jim. Zebraliśmy się
i wyruszyliśmy w stronę centrum, było sobie około 25 stopni, czyli jak dla mnie
idealnie. Na miejscu rozdzieliliśmy się tak jak poprzedniego dnia. Byłam w 50 różnych sklepach i kupiłam tylko
kolczyki, nigdy nic mi się nie podoba. Za to Megan była obładowana jak muł i
nadal wykazywała chęć biegania między stoiskami. W końcu gdy wydała już całe kieszonkowe
zdecydowałyśmy się iść na miejsce spotkania, czyli pod budkę z lodami na placu
w centrum miasta. Jakaś fontanna, ławeczki i kilka drzew na krzyż – nic specjalnego.
Reszta już na nas czekała.
*
Ravenna *
-To co, po koktajlu? – Zapytała Madelaine i
nie czekając na odpowiedź podążyła do odpowiedniej budki. Zaraz za nią ruszyli
Neal, Jim i Remy. Alice w pewnym
momencie rozejrzała się z niepokojem.
-Co jest? – Megan spojrzała na nią.
-Coś wyczuwam.
Nie mięło kilka sekund gdy na środku placu
wylądował... No waśnie. Czarna postać o bardzo dużych, czarnych skrzydłach.
Dziewczyna miała proste czarne włosy sięgające za łopatki i bladą skórę. Remy
spojrzała na nią z przerażeniem, była niemal pewna, że to właśnie ona pojawiła
się w nocnej wizji. Z czerwonych ust przybyszki wystawały groźnie wyglądające kły,
rozglądała się szukając czegoś lub kogoś…
-Dzwoń do Heilari. – Rzuciła Alice po czym
dotknęła dłońmi skroni by spróbować obezwładnić ją telepatycznie. Ludzie
sparaliżowani wpatrywali się w czarną wampirzyce, niektórzy starali się
dodzwonić na policję.
Megan połączyła się z Melanie Hover.
-Mamy problem.
-Wiem, ale będę dopiero za 10 minut.
-Skąd wiesz?
-Możesz mi pomachać, lecicie w
wiadomościach na żywo. Jeśli coś będzie się działo macie interweniować, Remy
lepiej niech zajmie się czymś innym. Tak długo jak to możliwe nie używacie
mocy. Jasne? Ci ludzie was znają, nie mamy możliwości by zdemaskować was bez
konsekwencji. Wierzę w was , na razie.
-Co mówiła? – Jim pojawił się obok. Wampirzyca ciągle stała w jednym miejscu
jakby czekając na coś.
-W razie czego mamy działać.
-Ale...
-Bez mocy.
Skinął głową. Cała szóstka stanęła w
szeregu gotowi na reakcję.
-Wiem, że tu jesteś! Wychodź! – Wrzasnęła
czarnowłosa.
-Wiecie... Dzisiaj miałam wizje, w której
wystąpiła właśnie ona. – Zaczęła Remy. – Ona zabiła dziecko... Lub dopiero to
zrobi. No i była też walka, ona i jakieś promienie. To chyba jakaś broń... Nie wiem...
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. – Jim
uśmiechnął się do niej widząc, że jest bardzo przestraszona. – Jakby co to
zostań tutaj.
Przytaknęła i wrócili do obserwacji.
-Powiedziałam wychodź! – Krzyknęła
ponownie, była wściekła. – Tchórz z ciebie!
Nie czekała długo, ponieważ została
trafiona dziwnym niebieskim promieniem, składającym się z jaskrawych okręgów
zwiększających swój rozmiar podczas drogi do celu.
-Promienie elektromagnetyczne... Albo mi
się zdaje albo Havok miał coś w tym stylu. – Megan spojrzała na resztę.
-Ta… Ale wątpię by tu był. Poczekamy na tajemniczego mutanta, a później
spróbujemy zwieść tę dwójkę w bezpieczne miejsce. Gapie się niepokoją... – Jim
rozejrzał się po sporym już tłumie próbując dojrzeć atakującego.

-Czego chcesz?! Myślałam, że skończyłyśmy
te durne zabawy?! – Krzyknęła, a wokół jej dłoni pojawiły się niebieskie wiązki
prądu.
-Nic z tego Electro! Mówiłam, że cię znajdę
i dotrzymałam słowa!
-Daj mi spokój!
Ponownie wysłała promień ku wampirzycy. Ta
upadła kilka metrów dalej, ale szybko podniosła się i wzleciała w górę. Starała
się zaatakować swoją rywalkę z lotu ptaka.
-Ej, panie kapitanie, chyba musimy się
ruszyć. – Maddie spojrzała na Jima, który gorączkowo myślał jak powstrzymać
rozpoczynającą się walkę jednocześnie nie zdradzając swojej mocy.
-Dobra, ty się przydasz. Idź do nich razem
z Tipathy. Wy dwie możecie używać darów bez wzbudzania podejrzeń. Spróbujcie je
obezwładnić. Jeśli coś będzie się działo niech Alice prześle mi wiadomość,
wtedy wszyscy będziemy robić za przynętę. Wkurzymy je i zaczniemy uciekać w
stronę lasu. Kiedy nikt nie będzie nas widział... Zobaczymy co dalej. Ruchy,
ruchy!
Dziewczyny ruszyły biegiem w kierunku
blondynki, stwierdziły, że to jej szybciej przemówią do rozumu.
-Hej, przestańcie! Tu są ludzie i nie
możecie tak walczyć!
-Co wy możecie wiedzieć?! Precz stąd!
-Nie! Ogarnijcie się do diabła! Zaraz
przyjedzie policja i was zgarną!
-Nie zgarną. Nie dam się. – Blondynka wysłała kolejny już promień pod
adresem Czarnowłosej.
-To chociaż przenieście się gdzieś!
Bezskutecznie próbowały ją przekonać.
-Megan, Neal pomóżcie im. Ja skontaktuje
się z Heilari. Tylko spokojnie. – Odparł Jim.
Dwójka pobiegła na pole bitwy, a chłopak
wyjął telefon z kieszeni i próbował dodzwonić się do swojej mentorki.
-Dobrze radze przenieście się! – Devil
wrzasnął stojąc na linii ognia.
-Oni mają rację! Proszę, nie walczcie
tutaj! To się źle skończy. Przecież mo… - Megan nie dokończyła, gdyż Electra
właśnie strzeliła do niej promieniem. Siła uderzenia powaliła ja na plecy.
-Tego już za wiele. – Mruknął Falcon widząc całe zajście. Wyłączył maskowanie w holozegarku i wzbił się
w powietrze. – Wszystko w porządku? –
Zapytał Arklys gdy wylądował obok i pomógł jej wstać. Kiwnęła twierdząco. –
Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale żarty się skończyły. Wszystkie
chwyty dozwolone. Uśmiechnęła się i
zamieniła w tygrysa.
<Tipathy, roześlij wiadomość: robimy
wszystko by je powstrzymać!>
Ponownie użył skrzydeł i lecąc nisko ziemi
wziął trochę piasku, rzucił nim wampirzycę i korzystając z tego, że zajęła się
ochroną oczu obezwładnił ją. Oczywiście broniła się, próbowała go ugryźć, a
czarne, silne skrzydła szamotały się próbując odstraszyć przeciwnika. Jednak
chłopak nie odpuszczał. Megan w tym czasie usiłowała powalić Electrę, Alice
pomagała jej zakłócając telepatią logiczne myślenie blondynki. Neal stał z boku
bojąc się używać swoich ognistych kul by nie zranić koleżanek.
-No przestań no! – Maddie okazjonalnie dotknęła jej
ramienia, dzięki temu Electra zesztywniała.
-Na jak długo? – Zapytała Alice.
-Nie wiem, ale pospieszmy się.
Natychmiast ruszyli w kierunku Jima i Wampirzycy. Meg zmieniła
się w Boa Dusiciela kiedy znalazła się obok i ścisnęła przybyszkę. Madelaine
zareagowała natychmiast i dotknęła jej, a potem kazała się uspokoić.
-Lepiej zjeżdżajmy stąd. – Neal rozejrzał
się, plac roił się od policji i reporterów. –Musimy je zabrać ze sobą, prawda?
-Prawda. Szybko! Ja wezmę ją, ty Electrę
czy jak jej tam. Alice kontakt z Heilari potrzebny na już, jakiś transport. –
Jim podniósł Czarnowłosą, a Devil pobiegł po blondynkę.
-Zaraz będzie. Tędy! – Tipathy ruszyła w
wskazanym jej przez Melanie kierunku. Reszta podążyła za nią. Czarny samochód
zatrzymał się przed nimi z piskiem opon.