[
14 lipca ]
* Maddie
/ Forza *
Zeszłam na śniadanie w parszywym humorze.
Nie spałam pół nocy przez tego kundla Megan. Ciągle piszczał, a mamy pokoje obok
siebie. Zrobiłam sobie śniadanie i już miałam zamiar je zjeść, kiedy talerz
zniknął wraz z pojawieniem się podmuchu wiatru. Po drugiej stronie stołu stał
szczerzący się Quicksilver, gdybym go tylko dorwała…
-Ty cholerny złodzieju! – Wrzasnęłam z
pewnością budząc wszystkich uczniów.
-Prawa dżungli. – Mruknął tylko wcinając
moje kanapki.
-Już ja Ci zaraz zrobię taką dżunglę…
Rzuciłam się na niego przez blat, ale
naturalnie był szybszy. Ten debilny uśmieszek nie znikał z Jego twarzy ani na
chwilę. Zaczęłam go gonić po całej kuchni, siwa gnida świetnie się bawiła. Ja
mniej… Właśnie wykonywałam spektakularny
skok na lodówkę, kiedy znowu uciekł, a ja zderzyłam się z maszyną. Nabiłam
sobie guza, ale chęć dorwania chłopaka była zbyt wielka żebym siedziała na
podłodze lamentując nad swoim czerwonym czołem. Po kolejnych kilku podejściach
do pomieszczenia wbiegli Neal i Megan, a
zaraz potem cała reszta. Pietro zatrzymał się patrząc na nich; sama nie wiem po
co, wykorzystałam to i złapałam go za szyje.
Znał moją moc. Wiedział co mogłam zrobić.
Spojrzałam mu w oczy z nieukrywaną satysfakcją i dostrzegłam cień przerażenia.
Zastanawiałam się co zrobić, kiedy Heialri przepchnęła się przez tłumek.
-Zostaw go. – Powiedziała stanowczo, ale jak na nią dość łagodnie.
-Tym razem Ci daruję. – Warknęłam i
puściłam go po czym teatralnie wyszłam.
Dopiero po godzinie wróciłam do kuchni żeby
w końcu zjeść to nieszczęsne śniadanie.
*Remy / … *
Czuję się obserwowana, bez przerwy mam to dziwne wrażenie.
Quicksilver pojawia się na mojej drodze z częstotliwością kilkudziesięciu sekund. Do
tego Jego złośliwy uśmiech stał się trochę bardziej… psychopatyczny? Starałam
się trzymać Megan i Neal’a oraz naszej nowej podopiecznej, Lottie.
Postanowiliśmy przejść się po ogrodzie, bo co innego mogliśmy począć w gorący lipcowy poranek mając zakaz na wychodzenie poza teren instytutu?
Minęliśmy boiska, ale uparcie wędrowaliśmy
dalej. Lott biegała wokół nas łapiąc motyle.
Dochodziła 10 gdy doszliśmy do ogrodzenia. Neal wpadł na
"genialny" pomysł.
-Przejdziemy przez mur i pójdziemy do
miasta.
-Tak, a potem Heialri pourywa nam głowy.
Jak myślisz, fajnie się tak żyje? Sądzę, że raczej ciężko. - Megan zganiła go
spojrzeniem.
-No daj spokój, wiem, że chcesz... -
Uśmiechnął się i wyciągnął do niej rękę.
-I co z tego? No i co z Lottie? - Chyba traciła
pewność siebie. Jej spojrzenie coraz częściej wędrowało na okazały płot. Devil
zaczął szukać dogodnego miejsca do przejścia na drugą stronę. -Remy? A co Ty o
tym myślisz? - Zapytała po chwili.
-Ja?
-Nie, inna Remy.
-Okey, więc ja to w ogóle nie chcę tu być.
A co dopiero wyłazić na zewnątrz... -Oświadczyłam cofając się kilka kroków.
-To ja lecę. Bądź gdzieś tutaj i kryj nas.
- Powiedziała, a potem warknęła w reakcji na triumfalny uśmiech Neala.
Wspięli się na płot i przeskoczyli go. A ja
zostałam z psem... W sumie mogłam iść z nimi, ale teraz już za późno.
* Megan / Arklys *
Szliśmy w stronę miasta, nie mieliśmy
pieniędzy, ale centrum to zawsze jakaś miła odmiana. Upał dawał się we znaki,
ale Devil jako Devil nie odczuwał gorąca. Jemu to dobrze, nie może się oparzyć,
ani nic... Za to w zimę odczuwa niską temperaturę znacznie bardziej niż my. Przestałam narzekać.
-To co robimy? - Zapytał.
-Nie wiem, połazimy tu i tam. W końcu pani
H się zorientuje i zobaczmy co dalej...
-Parsknęłam śmiechem.- Jak już zwiało to karę mam w głębokim poważaniu.
-Dobra, to ja proponuje park.
-Okey. A ten... Gratulacje za niezabicie
Quicksilvera. - Uśmiechnęłam się. - Nie chcesz czasami wrócić do Magneto?
-Nie wiem... Nie myślę o tym. Ale raczej nie.
Mimo treningów tu jest lepiej. - Odwzajemnił uśmiech.
W parku, jak to w parku dostaliśmy
głupawki. Bawiliśmy się w berka i w chowanego z jakimiś dzieciakami, potem ganialiśmy się z takim świetnym psiakiem, który powiedział mi w sekrecie, że
jego właściciel trzyma oszczędności w skarpetce...
-Gdzie teraz? - Neal bronił się przed
atakiem szalonego pięciolatka. Zaczęłam się śmiać, przynajmniej dopóki nie
skoczyły na mnie dwie Jego koleżanki. Po jako takim ogarnięciu maluchów
postanowiliśmy iść na główny plac miasta.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na miejscu
stwierdziłam, że był to zły pomysł. Chyba pamiętali mnie z incydentu sprzed
kilku dni, kiedy to ujawniły się Macabra i Electra. Neal miał wtedy wyłączony holozegarek.
-Ej, oni mnie chyba kojarzą. Wiesz w jakim
sensie. - Szepnęłam.
-Wynośmy się stąd. - Rozejrzał się.
Czemu wokół Nas zbierał się spory tłumek?
Nie spodobało mi się to. Zanim zdążyliśmy zwiać, krąg co odważniejszych babć i
panów z ciężkimi przedmiotami zacieśnił się na tyle, że zagrodzili nam drogi
ucieczki.
-O co wam chodzi? - Zapytałam
udając, że wcale nie wiem, że oni wiedzą...
Groźnie miny same sugerowały odpowiedź,
zaczęli krzyczeć "mutanci", "wybryki natury" i inne tego
typu milutkie teksty. Jak na złość rozładował mi się telefon, a Neal swój
zgubił. Trzeci już w tym roku... Ci ludzie zbliżali się coraz bardziej,
zauważyłam jakieś liny, kajdanki... Rany, po co oni to noszą przy sobie?
Korciło mnie żeby użyć mocy, ale jednak szybko uprzytomniłam sobie, że to może
naprawdę pogorszyć sprawę.
-Przestańcie! My nic nie robimy!
Pomyliliście nas przecież! - Moje próby chyba na nic się nie zdawały.
Kilka osób wyciągnęło telefony, okazało
się, że wtedy robili nam zdjęcia i filmiki. Mieli dowody... Przynajmniej na
mnie, Mr. Diabeł był widoczny tylko pod swoją piekielną postacią. Ale przecież
co im szkodzi przy okazji zgarnąć przypadkowo napotkaną osobę...
-Może jednak ich postraszę? - Zapytał
cicho.
-Nie... - Odparłam, tak naprawdę chciałam
powiedzieć coś całkiem innego. -Nie ma nas już 2 godziny, pewnie Heilari nas
szuka i...
W końcu ludzie rzucili się na nas. Jako
tako udawało mi się ich odpychać, ale Neal walczy bardzo kiepsko i wyraźnie nie
dawał rady. Gruby facet zarzucił jakiś lasso... Rany, skąd on to wytrzasnął!
Miałam unieruchomione ręce, ale udało mi się go kopnąć, wypuścił line, z której
się uwolniłam. Babcia walnęła mnie laską w głowę i zrobiło mi się czarno przed
oczami...
*Narrator*
Remy znudzona czekaniem postanowiła wrócić
do instytutu. Po drodze kilkukrotnie dzwoniła do Megan lecz ta nie odbierała.
Ruda zabrała psa i ruszyła w kierunku rezydencji. Cichaczem starała się dotrzeć
do swojego pokoju, ale znienawidzony Quicksilver stanął Jej na drodze zaledwie kilka
metrów od pożądanego celu - drzwi bezpiecznego schronienia.
-Hej, gdzie się tak spieszysz? - Zapytał z
zawadiackim uśmiechem opierając się o ścianę.
Po otrząśnięciu się i zaktualizowaniu
danych pod tytułem "rzeczywistość", Remy spojrzała na niego dość
groźnie. Minęła chłopaka i podążyła do pokoju. Zamierzała wejść, ale po raz kolejny
przeszkodził Jej siwowłosy.
-Wasza nawiedzona szefowa Cię woła. -
Oświadczył.
-Aha... To kiepsko...
Westchnęła i energicznym krokiem ruszyła w
kierunku gabinetu Heilari, mając nadzieję, że Pietro postanowi odpuścić
zaszczyt towarzyszenia jej.
Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się Wam podoba :)
Ostatnio sporo myślałam o tym opowiadaniu i przyznam, że mam plany na 20 lat do przodu ;D
Według mnie najciekawsze będą wątki Megan i Remy, ale to ocenicie same.
Proszę o szczere oceny :)
Bardzo się cieszę , że dodałaś kolejny ! No normalnie piszczę z radości .Był świetny .: ) Ja już piszem u siebie , bo tylko czekałam na dopływ weny .
OdpowiedzUsuń