piątek, 5 października 2012

Rozdział 2

[ 22 czerwca ] 

W ciszy jechały do domu. W końcu Remy odezwała się:

-A tak w ogóle to na którą ta klientka?
-Ona i jej rodzina. Będą na 20. 
-Mhm... 
-Błagam ubierz się jakoś... elegancko?
-Nie umiem. - Odparła ze śmiechem. 

Samochód wjechał do garażu, a jego pasażerki wewnętrznymi drzwiami weszły do domu. Rudowłosa od razu skierowała się do swojego pokoju, miała złe przeczucia co do tego wieczoru lecz nie potrafiła ich zinterpretować. Zajęła się odrabianiem lekcji, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Jakimś cudem udało jej się zrobić zadania z matmy, chociaż połowa odpowiedzi była błędna. Grunt, że było. Godzinę przez kolacją z westchnieniem otworzyła szafę i stopniowo przeglądała sterty ubrań. W końcu wygrzebała coś co wydało jej się "eleganckie". TO. Rozpuszczone loki swobodnie opadały na plecy.

-Jesteś gotowa? - Emma zapukała w drzwi łazienki.
-No prawie.. 
-Czekam na dole, 5 minut Rem.
-Tak jest, szeryfie.

Chwilę potem zeszła na dół, mama westchnęła ciężko widząc buty. Dziewczyna skwitowała to tylko zwycięskim uśmieszkiem. Przygotowały stół, danie główne dochodziło do siebie w piekarniku. Wszystko było już gotowe gdy dzwonek oznajmił przybycie gości. Ruda wywróciła oczami i wolnym krokiem skierowała się do drzwi, przy których była już jej matka.

-Dorothy! Jak się masz? A to pewnie Bob i Alice? Jak miło mi was wreszcie poznać!
-Witaj Emmo! Tak to właśnie mój mąż i córka. - Niska blondynka uśmiechnęła się. Remy stwierdziła, że czas się pokazać i weszła do holu gdzie właśnie przebywali zebrani.
-Dobry wieczór. - Zaczęła z uśmiechem. 
-To jest Remy. - Mama położyła rękę na ramieniu swej potomkini.  - Wiesz, że ty i Alice jesteście w tym samym wieku? Dobrze, zapraszam do salonu. - Przepuściła gości w stronę pokoju. Rem rzuciła okiem na swoją rówieśniczkę, która wyglądała oryginalnie. Miała czarne proste włosy z różnokolorowymi pasemkami. Jej strój wyglądał podobnie, chodź zapewne wyjątkowo dziś był nieco mniej tęczowy. Uśmiechnęła się lecz nieznajoma zmierzyła ją groźnym i podejrzliwym spojrzeniem, w którym zabrakło chodź śladu sympatii. 

Podczas posiłku Rem dokuczał dziwny ból głowy. Dodatkowe napięcie powodowało bezustanne spojrzenie Alice. Zdawało się, że wierci w umyśle Rudowłosej dziurę, powoduje zawroty. Jednak wytrzymała dziewczyna nie pozwoliła sobie na opuszczenie pomieszczenia i czekała na zakończenie jedzenia. 

-Przepraszam, ale chyba muszę się przewietrzyć. Zaraz wrócę. - Odparła gdy to nastąpiło. Wstała od stołu i skierowała się do szklanych drzwi prowadzących do ogrodu. Usiadła na drewnianych schodach, wstała gdy zorientowała się, że jej nowa znajoma przyszła tu za nią. 

-O, hej... Zaraz wrócę i...
-Daruj sobie. - Przerwała Kolorowa. - Czemu się nie bronisz? Czyżbyś się bała?
-O co ci chodzi? - Zmierzyła ją zdziwionym spojrzeniem. Tamta parsknęła śmiechem.
-Nie udawaj. Dobrze wiesz "o co mi chodzi". Czemu nie użyjesz swoich umiejętności? Przez ostatnie pół godziny wbijałam ci w głowę setki sztyletów, a ty nie zareagowałaś. Dlaczego?
-Przecież ty nie mogłabyś...
-No przestań! - Ponownie weszła w słowo Rudej. - Wiesz o czym mówię. Jesteś telepatką. Tak jak ja. Pomagam Heilari.
-Komu? I jaka znowu telepatka? Jestem całkowicie normalna! Prawie...
-Oj no przecież wiesz. Ile razy mam to powtarzać. - Teatralnie wykonała ruch dłonią. - Heilari jest... Kimś w rodzaju nauczyciela. Taka jak my... To znaczy nie dokładnie. Ma inny dar. Założyła  szkołę, w której pokazuje jak panować nad tym... 
-Ale ja... Po co mi to mówisz?
-Zaraz stracę cierpliwość. Ona chce żebyś do nas dołączyła. 
-Jak to? Po co ja? Ja tylko...
-Tylko czytasz w ludzkich myślach, tylko możesz nimi sterować, tylko przewidujesz przyszłość i parę innych tricków... Serio? Każdy tak potrafi?
-Nie... Tylko, że ja mam swój dom i na razie potrafię nad tym panować.
-Właśnie: "na razie". Poza tym nie potrafisz się bronić. Co gdyby jakiś silniejszy od nas telepata próbował cię zabić? Nie potrafisz nawet zablokować umysłu, a gdzie tu mam mówić o odpieraniu ataku...
-Tylko, że żadne zły ludzik nie zamierza mnie zamordować.
-Teraz. Ale nie wiesz co będzie... No dobra, może i wiesz. Ale chyba nie jesteś w stanie od tak, tu i teraz dowiedzieć się czy nikt nie będzie chciał zrobić tego w przyszłości 
-Niestety nie. Ale przecież ja nie robię nic takiego, gdzie musiałabym się bronić czy coś..
-Czy do ciebie nic nie dociera? Ludzieee... Trzymajcie mnie! My chcemy ci pomóc! Każdy z nas takiej pomocy bardzo potrzebuje. Zawsze, prędzej czy później. I o wiele lepiej na tym wychodzą jeśli decydują się wcześniej. 
-To może dasz mi numer telefonu i adres na w razie czego hmm? Ale szczerze wątpię w moje odwiedziny  Myślałam, że jestem jakąś anomalią...
-Nie prawda, jest nas dużo więcej. Jednak ciężko znaleźć takie dzieciaki... Serio, szkoła jest otwarta od prawie roku, a mamy 5 uczniów łącznie ze mną. 

Na kartce zapisała jej dane i chwilę potem pani Dorothy zawołała ją, musieli się zbierać. Remy bez słowa pomogła mamie, która widząc jej minę postanowiła na razie nie wnikać. Później padła na łóżko w swoim pokoju i długo przyglądała się kartce. "Żołnierze Olimpu - Heilari. tel. 945 274 190"
Intensywnie myślała o całym zajściu. Wcale nie jest z tym sama, są inni...

***
I tak krótki.. Ale powoli się wyjaśnia co i jak ;] Co do zdjęcia: szkoda słów.. Ale takie jest i będzie ;D Przez to robię się głodna, co jest niefajne, bo zaraz będę musiała robić napad na lodówkę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz