niedziela, 14 października 2012

Rozdział 5

 [ 5 lipca ] 


Jej zaskoczone spojrzenie wywołał uśmiech na twarzy kobiety.

-Witaj w szkole dla mutantów, Remy. Teraz cię oprowadzę, a potem... Spodziewam się gości i chciałabym żebyś ich poznała.

Rudowłosa skinęła głową i zostawiając swoje rzeczy w salonie ruszyła za Heilari w głąb cudownie urządzonej rezydencji. Jednak dziewczyna była zbyt przygnębiona by zająć się podziwianiem wnętrza. Dyrektorka kolejno pokazywała jej kuchnie, wielką jadalnię, biura, sale lekcyjne, pokoje i wiele innych pomieszczeń. Na koniec pozostawiła deser – podziemie. Tym razem Ruda okazywała żywe zainteresowanie. Nowoczesny hangar z maszynami latającymi, siłownie, sale treningowe. A także innowacyjną, chodź niewielką halę służącą do holotreningu. Wyposażona w awangardowy sprzęt zbrojeniowy taki jak między innymi lasery. Remy doszła do wniosku, że gdyby budynek został zaatakowany przez armię stanów zjednoczonych miał by szanse na wygraną. Był uzbrojony po żeby czym widocznie bardzo szczyciła się właścicielka.

-Po co to wszystko ? – Zapytała gdy Melanie Hover pokazywała jej strzelnicę.
-Na razie nie zrozumiesz. Jesteś w tym wszystkim nowa, nim minie kilka tygodni doskonale zorientujesz się o naszej nieciekawej sytuacji.
-Aha...
-Chcesz spróbować? – Wskazała na pistolety.
-Eee... Nie bar.. A zresztą. Dobrze.

Kobieta uśmiechnęła się triumfalnie i podała jej broń, a także słuchawki. Założyła takie same i wskazała stanowisko nr 1. Remy wykonała 3 strzały, gdy tarcza zbliżyła się Melanie stwierdziła, że musi jeszcze poćwiczyć, ale się wyrobi. Kiedy wszystkie 2 poziomy piwnicy i 2 na powierzchni zostały obejrzane przez nową uczennicę, wróciły do salonu.

-Teraz ogród? Mamy tam basen, tory przeszkód, jezioro ze sprzętem wodnym i boiska do różnych gier. Reszta pewnie bawi się w wodzie, dawno się było tak upalnie!

Kiwnęła tylko w odpowiedzi nie do końca  czując tą potrzebę integracji. Jednak wolała to mieć szybko za sobą i grzecznie poszła za dyrektorką. Tak jak tamta przewidziała, cała 5 bawiła się na basenie chlapiąc na wszystkie strony.

-Ekhm… - Heilari stanęła na brzegu, a wszystkie oczy zwróciły się na nią, zaraz potem przeniosły się na Rudowłosą, a następnie znowu na kobietę co wyglądało dość komicznie. – To jest Remy Wolfe. Chyba telepatka.
-Jak to chyba? – Rem spojrzała na nią z zaskoczeniem,
-Tego dowiemy się za chwilę. Mam pewne wątpliwości.
-Ale..
-Pozwól, że przedstawię ci  resztę. – Przerwała jej. – Alice już znasz, moc telepatia. Pseudonim: Tipathy. Jim... Jak widać latanie oraz niesamowita celność. Pseudonim Falcon. – Wskazała na chłopaka o brązowych włosach takich samych oczach i... również tego koloru skrzydłach. – Megan. Przemiana w różne zwierzęta. Arklys. – Dziewczyna w wieku Remy o  ciemnych, granatowych, długich lokach. –Jej siostra Madelaine. Nazywamy to darem przekonywania... Za pomocą dotyku potrafi narzucić komuś swoją wolę, rozkazać coś.. Forza. Rozumiesz. I Neal. Nasz diabeł... Oprócz wyglądu potrafi także tworzyć w dłoniach swojego rodzaju kule ognia, którymi atakuje przeciwnika. – Miał czerwoną skórę, 2 rogi na głowie i ogon. – Pseudonim Devil.

Jim i Alice byli starsi od Remy o rok, Devil był od niej o tyle samo młodszy, a siostry jak się później okazało. Francuzki, były w tym samym wieku.

-Dobra, koniec tego wieczorku zapoznawczego. Myślę, że nasi przyjaciele zjawią się tu lada chwila. Jeśli Charles wziął ze sobą jakichś uczniów przyślę ich tutaj, więc zostańcie.  Remy chodź ze mną.

Czekały tylko kilka minut podczas, których dziewczyna opowiadała o swoim darze. W końcu dzwonek do drzwi przerwał rozmowę, a Heilari wstała by otworzyć. Do środka wjechał łysy mężczyzna na wózku, zaraz za nim szły jeszcze 3 osoby. „Facet z miną mordercy na zlecenie i dwoje uczniów. Chłopak z blond włosami oraz trochę starsza dziewczyna z długimi rudymi włosami.


-Melanie, dobrze znowu cię widzieć. – Inwalida uśmiechnął się łagodnie.
-Heilari. Ciebie także, Charles. Jean. Wolverine... – Uśmiechnęła się i gestem wskazała kanapy gdzie siedziała również Remy.
-Witaj, jestem Charles Xavier. Na pewno Me... Heilari – Wymienił rozbawione spojrzenie z dyrektorką rezydencji – mówiła ci, że twoja moc nie jest jeszcze pewna. Wiesz dlaczego?
-Nie mam pojęcia. – Odpowiedziała co jakiś czas podejrzliwie spoglądając na rozmawiającego z Melanie mężczyznę.
-W takim razie nie będę na razie tego mówił, to nie moje zadanie. Jestem tu by sprawdzić co może nastąpić, zgoda?
-Chyba...
-To tylko chwila. Zamknij oczy i odpręż się. Jean, Sam, idźcie do ogrodu. Logan i Me... Heilari najlepiej ich przypilnujcie. Dam znać jak poszło.

Kiedy wyszli, Rudowłosa wykonała polecenie. Xavier był telepatą, przeszukiwał jej umysł i szukał odpowiedzi na kilka pytań, które dręczyły jego i Melanie.

-Dziękuję, to wszystko.
-Więc mogę już iść?
-Tak. Albo zaczekaj... Czy znasz swoje pochodzenie? To kim byli twoi przodkowie?
-Tak mniej więcej. Od strony mamy mogę wyrecytować biografię każdego członka, ale ta druga strona... W sumie nie wiem o nich nic.
-Hmm... – Myślący wyraz twarzy zdradzał przejęcie. – Możesz iść.

Skinęła głową i poszła przed siebie,, jak się okazało trafiła do kuchni. Niestety nie wiedziała jeszcze gdzie znajduje się jej pokój więc była chwilowo skazana na siedzenie przy kuchennym stole. W lodówce znalazła sok pomarańczowy, w szafce  szklanki i stwierdziła, że jakoś da radę tutaj przetrwać. 

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 4

[ 5 lipca ]

Minęło kilka dni od śmierci Emmy Wolfe. Pogrzeb odbył się bez zakłóceń, Remy stojąc w tłumie obserwowała ceremonię. Zauważyła kobitę, której nie widziała nigdy wcześniej. Chociaż wyglądała całkiem normalnie coś w niej napawało strachem. Dziewczyna starała się nie patrzeć w tamtą stronę, ale nie potrafiła się powstrzymać. Brunetka miała około 20 lat, proste ciemne włosy były rozpuszczone i sięgały za łopatki. Rem nie miała krewnych, powinna trafić do domu dziecka bądź rodziny zastępczej. Od Mirandy dowiedziała się, że na razie żadna z Pistol Annies nie może jej adoptować i trafi do jakiejś prywatnej szkoły. Nie musi czekać na rozpoczęcie roku szkolnego, Ashley zaoferowała, że pomoże jej się spakować i zawiezie ją na miejsce. Kiedy tylko dotarły do starego domu, Rem bez słowa weszła do środka i podążyła do swojego pokoju. Nie chciała się rozpłakać, ale kilka łez i tak stoczyło się po policzkach dziewczyny. 

-Hej, Remy... Wszystko będzie dobrze...
-Każdy tak mówi. Może poczekasz tutaj, dobrze? Chcę się spakować sama..
-Jasne. - Ashley uśmiechnęła się ciepło i usiadła na kanapie w salonie. Rozglądała się zamyślona, szczególną uwagę poświęciła zdjęciom rozstawionym na kominku.

Rudowłosa chciała jak najszybciej uciec od przeszłości. Pakowała się w tempie bolidu F1 i niechlujnie wkładała ubrania do walizek. Wszystkie pamiątki, ramki, książki .. Wrzucała do kartonów i szybko brała się za kolejne etapy pakowania. W końcu udało jej się zakończyć czynności i zmęczona opadła na podłogę. Jej wzrok padł na małą kartkę leżącą pod łóżkiem podniosła ją z zaciekawieniem i odczytała numer telefonu do  organizacji znanej Żołnierzami Olimpu. Wyjęła z kieszeni komórkę i pewnie wystukała ciąg cyfr. Chwilę wahała się czy nacisnąć zieloną słuchawkę, jednak ostatecznie zamknęła oczy i rozpoczęła połączenie. 

-Słucham? - Kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie.
-Am.. Nazywam się Remy Wolfe... Czy dodzwoniłam się do... - Przerwała powątpiewając w to co robi.
-Soldiers of Olimp. Przy telefonie Heilari. Cieszę się, że wreszcie dzwonisz. Jednak nie uważasz, że teraz ciężko będzie nam cię ściągnąć?
-Ja... Przepraszam?
-Dobrze, nie znasz naszych możliwości. Daj mi pół godziny, wszystko załatwię.
-Ale ja teraz...
-Wiem jaka jest twoja sytuacja. Zmienię tylko nazwę szkoły gdzie miałaś trafić. Wyślemy samochód.
-Nie, zawiezie mnie przyjaciółka. 
-Rozumiem. Czy mogę dzwonić na ten numer?
-Tak.
-Dam znać jak skończę. Tymczasem nikomu nie mów gdzie sie wybierasz. Ashley Monroe dostanie tylko adres.
-Skąd..
-Nie ważne. Wiedz, że nie trawię głupich pytań. Po prostu czekaj, najlepiej w swoim pokoju. 
-Dobrze. Dziękuję.
-Podziękujesz gdy poznasz swoją prawdziwą siebie. Pomożemy ci. Do zobaczenia.

Rem nie zdążyła odpowiedzieć, kobieta rozłączyła się. Rudowłosa sama nie wiedziała co o tym myśleć, póki co zajęła się książką, co jakiś czas przesuwając jakiś przedmiot by blondynka na dole miała pewność, że nadal się pakuje. Idealnie po 30 minutach usłyszała z salonu dzwoniący telefon. Cichutko wyszła na schody i przysłuchiwała się monologowi Ashley.

-Halo? Tak, to ja... Aha.. Czy to jakaś pomyłka? Tuż przed wyjazdem, żartuje sobie pani? Mhm... No dobrze... Zgoda. Tak, wiem. Do widzenia... Remy!

Ruda chwilę się ociągała, a później zeszła na dół z pytającym wyrazem twarzy.

-Zaszła mała pomyłka. Jedziemy do innej szkoły, tamta nie ma miejsc czy coś.. Nie wiele chcieli mi powiedzieć. Podróż będzie trochę dłuższa. 15 godzina samochodem, ale damy radę.. 
-Ale gdzie?
-Do Denver w Kolorado.
-Aha... Cóż.. Mogło być gorzej. 
-Pewnie. Jak idzie pakowanie?
-Am.. Zaraz skończę.
-Okey, czym szybciej wyjedziemy tym lepiej.

Wróciła do pokoju, zadzwoniła jej komórka.

-Zadowolona? - Spokojny głos Heilari wywoływał ciarki na plecach.
-Mhm. Zaraz wyjeżdżamy.
-Dobrze, przygotujemy pokój. Ciesze się, że do nas dołączysz. Jeśli sprawdzą się moja przypuszczenia nasza współpraca będzie bardzo korzystna. Do zobaczenia jutro.
-Do widzenia. - Tyj razem udało jej się dokończyć i to właśnie Remy pierwsza nacisnęła czerwoną słuchawkę z triumfalną miną. 

Zabrała 2 najważniejsze torby, reszta miała trafić do szkoły w późniejszym terminie. Obydwie wsiadły do samochodu i ruszyły w długą podróż. W mocy zatrzymały się kilka godzin snu w pobliskim motelu. Następnego dnia po 12 samochód minął szyld "Melanie Hover's Institute for specially gifted". Pojazd zatrzymał się równolegle do wrót budynku. Wysiadły i skierowały się do nich. 

-Kto dzwoni? - Rem cofnęła się. 
-Dobra, ja..

Blondynka nacisnęła guzik dzwonka i oczekiwała na reakcje. Drzwi otworzyły się, wyszła młoda kobieta w okularach przeciwsłonecznych. Nieco zbiło je to z tropu, ale żadnej książki nie można oceniać po okładce.  Może Brunetka miała problemy z oczami? Jeszcze bardziej zdziwił je fakt, że zamknęła za sobą wrota.

-Remy Wolfe, prawda? Czekaliśmy na ciebie. - Uśmiechnęła się delikatnie.-Nazywam się Melanie Hover, jestem właścicielką szkoły. Może być pani spokojna. Rzeczy wezmę ja, odwiedziny zapowiadamy z co najmniej dwu dniowym wyprzedzeniem, można brać naszych podopiecznych na wycieczki, ale tylko te uzgodnione i zaplanowane ze mną. Dziękuje, pozdrawiam i żegnam panią. - Mówiła sztucznie urzędniczym tonem i zabrała od dziewczyny walizki. Obie niemrawo wpatrywały się w dyrektorkę, aż w końcu Rem i Ashley przytuliły się na pożegnanie i wokalistka odjechała. 

Ruda i Melanie weszły do środka. Piękny salon, stare, zdobione meble i pastelowe barwy powodowały uśmiech na twarzy. 

-Przepraszam za tamto, chciałam jak najszybciej się jej pozbyć i pokazać ci wszystko. Na początek.. - Mel przemówiła nagle łagodnym tonem i zdjęła okulary tak by Remy od razu zobaczyła jej oczy. Fioletowe... 


sobota, 6 października 2012

Rozdział 3

[ 29 czerwca ] 

Remy i Emma musiały dziś wstać wcześniej niż zwykle. Czekała je podróż do Los Angeles, które było oddalone od ich domu o jakieś 2 godziny drogi. Musiały jeszcze znaleźć hotel i przygotować się na wieczorny koncert. Wyruszyły o 7 i z wielkimi uśmiechami pokonały całą drogę w wesołej atmosferze. W końcu dojechały na miejsce i wysiadły przed wielkim, kilku gwiazdkowym hotelem. Jeden pracownik odprowadził samochód do garażu, a inny zaniósł ich niewielkie bagaże do pokoju, który wynajmowały do jutra. Odświeżyły się po podróży i względnie rozpakowały.


-Może pójdziemy pozwiedzać? – Zaczęła Emma.
-Hmm... No dobra. – Uśmiechnęła się Rudowłosa.
-To w drogę!


Z entuzjazmem wyszły z budynku i przechadzały się ulicami miasta robiąc sobie tysiące zdjęć i wygłupiając się w najlepsze. Po południu poszły na obiad do jakiejś znanej w tamtych rejonach restauracji, spotkały także kilka gwiazd, od których uzyskały autografy. Wróciły do Hotelu po 17, miały 2 godziny na przygotowanie się do koncertu. Do hali szły pieszo, była całkiem niedaleko. Dobre miejscówki w drugim rzędzie pod sceną. Całość trwała nieco ponad 2 godziny, jak się okazało na scenie zaśpiewały także Pistol Annies. Ludzie zaczęli się rozchodzić, także Remy i jej mama. Było już ciemno, gdyby nie latarnie droga byłaby całkowicie czarna. Żeby dostać się do hotelu musiały okrążyć halę, w tamtym miejscu Rudowłosą zaczęła boleć głowa. Nagle i bardzo boleśnie. Emma natychmiast zatrzymała się i spojrzała na nią uważnie.

-Co się dzieje? Rem?

Jednak dziewczyna upadła na ziemie trzymając się na głowę, kilka sekund później na ulice szybko wjechał czarny samochód, wybiegł z niego mężczyzna ubrany na ciemno, miał kominiarkę. Podbiegł do starszej kobiety i chciał wyrwać jej torebkę, jednak stawiała opór. Wkurzony wyjął z kieszeni nóż i bez wahania wbił go w swoją przeciwniczkę. Ta natychmiast upadła z jękiem, a napastnik odebrał upragniony przedmiot i  wrócił do pojazdu, który chwile później odjechał z piskiem opon. Jakaś kobieta z krzykiem podbiegła do nich. Rudowłosa ledwo wytrzymywała ból, który w pewnym momencie nagle zniknął. Otworzyła oczy i ujrzała matkę. Przylgnęła do niej płacząc obficie.
  
-Nie! Nie możesz! Słyszysz?!
-Spokojnie, zaraz będzie tu pomoc. – Przybyszka spojrzała na nią ze zrozumieniem próbując dodzwonić się na pogotowie.
-Remy... Nie płacz bo zaraz też się rozpłacze... Wszystko będzie dobrze.. – Emma pogłaskała ją po policzku ciężko oddychając.
-Nie umiem.
-Karetka już jedzie. – Blondynka podeszła bliżej. – Dobrze się czujesz? To znaczy, na tyle na ile można się czuć w takiej sytuacji..
-Mniej więcej.. – Em lekko uśmiechnęła się.
-To wszystko przeze mnie. Przepraszam.. – Ruda nie mogła powstrzymać łez.
-Cii.. Córeczko, nie mów tak. To nie twoja wina.
-Właśnie, że tak. Mogłam to przewidzieć!
-Kochanie, jak? Przecież to niemożliwe. Uspokój się..

Pojazd na sygnale pojawił się i ratownicy przystąpili do działań. Blondynka postanowiła jechać z nimi. Tuż po dojechaniu do szpitala Emma straciła przytomność, straciła bardzo dużo krwi i sytuacja była poważna. Trafiła na blok operacyjny, a rokowania nie były pomyślne.

-Tak w ogóle mam na imię Ashley. -  Uśmiechnęła się delikatnie siedząc z Rudowłosą na korytarzu.
-Remy...
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
-Eh.. Może i będzie, ale teraz wszystko jest źle. Przeze mnie..
-Nawet tak nie mów. – Przerwała jej.

Podeszło do nich 2 policjantów, którzy chcieli spisać zeznania. Obydwie udzieliły szczegółowych zeznań, by szybko złapać przestępców. Życzyli zdrowia i odeszli w sobie tylko znanym kierunku. Niedługo potem zjawili się kolejni goście: Miranda Lambert wraz z Blake’em Shelton’em i Angaleen’ą Presley. Dopiero teraz Remy zorientowała się kim była pomagająca im kobieta, to Ashley Monroe. Jednak teraz po prostu nie mogła się z tego cieszyć, z lekkim uśmiechem powiedziała im tylko, że były na ich koncercie i tak dalej...

-Ciężka sprawa... Będziesz musiała tu zostać póki Emma nie zostanie wypisana, prawda? – Angaleena zamyśliła się.
-Nie mam pojęcia. Muszę wracać do szkoły...
-Pomożemy ci. – Miranda uśmiechnęła się. – Nic się martw, twoje nowe ciotki wkraczają do akcji.
-Dziękuję. – Odwzajemniła uśmiech. 

Po kilku godzinach rozmowy humor zdecydowanie jej się poprosił i udało jej się uwierzyć, że jej mama faktycznie wyzdrowieje. Z Sali zaczęli wychodzić lekarze i pielęgniarki... Remy natychmiast podbiegła do tego, który wyglądał jak szef.

-Przepraszam, co z nią? Wszystko się udało, prawda? – Mówiła z wielkim przejęciem.
-Cóż... – Spojrzał  na dziewczynę, potem na resztę, która również do niego podeszła. –Przykro mi... – Spuścił wzrok i oddalił się do gabinetu. 

Ruda poczuła się bardzo słabo, osunęła się na ziemie, jednak nie traciła przytomności. Łzy ponownie pojawiła się na policzkach, było ich coraz więcej i więcej... Ashley przytuliła ją i spojrzała smutno na pozostałych. Pojechali z nią do hotelu, dziewczyna zabrała swoje rzeczy i miała chwilowo mieszkać w wynajętym domu Monroe i Presley.

piątek, 5 października 2012

Rozdział 2

[ 22 czerwca ] 

W ciszy jechały do domu. W końcu Remy odezwała się:

-A tak w ogóle to na którą ta klientka?
-Ona i jej rodzina. Będą na 20. 
-Mhm... 
-Błagam ubierz się jakoś... elegancko?
-Nie umiem. - Odparła ze śmiechem. 

Samochód wjechał do garażu, a jego pasażerki wewnętrznymi drzwiami weszły do domu. Rudowłosa od razu skierowała się do swojego pokoju, miała złe przeczucia co do tego wieczoru lecz nie potrafiła ich zinterpretować. Zajęła się odrabianiem lekcji, chociaż wcale nie miała na to ochoty. Jakimś cudem udało jej się zrobić zadania z matmy, chociaż połowa odpowiedzi była błędna. Grunt, że było. Godzinę przez kolacją z westchnieniem otworzyła szafę i stopniowo przeglądała sterty ubrań. W końcu wygrzebała coś co wydało jej się "eleganckie". TO. Rozpuszczone loki swobodnie opadały na plecy.

-Jesteś gotowa? - Emma zapukała w drzwi łazienki.
-No prawie.. 
-Czekam na dole, 5 minut Rem.
-Tak jest, szeryfie.

Chwilę potem zeszła na dół, mama westchnęła ciężko widząc buty. Dziewczyna skwitowała to tylko zwycięskim uśmieszkiem. Przygotowały stół, danie główne dochodziło do siebie w piekarniku. Wszystko było już gotowe gdy dzwonek oznajmił przybycie gości. Ruda wywróciła oczami i wolnym krokiem skierowała się do drzwi, przy których była już jej matka.

-Dorothy! Jak się masz? A to pewnie Bob i Alice? Jak miło mi was wreszcie poznać!
-Witaj Emmo! Tak to właśnie mój mąż i córka. - Niska blondynka uśmiechnęła się. Remy stwierdziła, że czas się pokazać i weszła do holu gdzie właśnie przebywali zebrani.
-Dobry wieczór. - Zaczęła z uśmiechem. 
-To jest Remy. - Mama położyła rękę na ramieniu swej potomkini.  - Wiesz, że ty i Alice jesteście w tym samym wieku? Dobrze, zapraszam do salonu. - Przepuściła gości w stronę pokoju. Rem rzuciła okiem na swoją rówieśniczkę, która wyglądała oryginalnie. Miała czarne proste włosy z różnokolorowymi pasemkami. Jej strój wyglądał podobnie, chodź zapewne wyjątkowo dziś był nieco mniej tęczowy. Uśmiechnęła się lecz nieznajoma zmierzyła ją groźnym i podejrzliwym spojrzeniem, w którym zabrakło chodź śladu sympatii. 

Podczas posiłku Rem dokuczał dziwny ból głowy. Dodatkowe napięcie powodowało bezustanne spojrzenie Alice. Zdawało się, że wierci w umyśle Rudowłosej dziurę, powoduje zawroty. Jednak wytrzymała dziewczyna nie pozwoliła sobie na opuszczenie pomieszczenia i czekała na zakończenie jedzenia. 

-Przepraszam, ale chyba muszę się przewietrzyć. Zaraz wrócę. - Odparła gdy to nastąpiło. Wstała od stołu i skierowała się do szklanych drzwi prowadzących do ogrodu. Usiadła na drewnianych schodach, wstała gdy zorientowała się, że jej nowa znajoma przyszła tu za nią. 

-O, hej... Zaraz wrócę i...
-Daruj sobie. - Przerwała Kolorowa. - Czemu się nie bronisz? Czyżbyś się bała?
-O co ci chodzi? - Zmierzyła ją zdziwionym spojrzeniem. Tamta parsknęła śmiechem.
-Nie udawaj. Dobrze wiesz "o co mi chodzi". Czemu nie użyjesz swoich umiejętności? Przez ostatnie pół godziny wbijałam ci w głowę setki sztyletów, a ty nie zareagowałaś. Dlaczego?
-Przecież ty nie mogłabyś...
-No przestań! - Ponownie weszła w słowo Rudej. - Wiesz o czym mówię. Jesteś telepatką. Tak jak ja. Pomagam Heilari.
-Komu? I jaka znowu telepatka? Jestem całkowicie normalna! Prawie...
-Oj no przecież wiesz. Ile razy mam to powtarzać. - Teatralnie wykonała ruch dłonią. - Heilari jest... Kimś w rodzaju nauczyciela. Taka jak my... To znaczy nie dokładnie. Ma inny dar. Założyła  szkołę, w której pokazuje jak panować nad tym... 
-Ale ja... Po co mi to mówisz?
-Zaraz stracę cierpliwość. Ona chce żebyś do nas dołączyła. 
-Jak to? Po co ja? Ja tylko...
-Tylko czytasz w ludzkich myślach, tylko możesz nimi sterować, tylko przewidujesz przyszłość i parę innych tricków... Serio? Każdy tak potrafi?
-Nie... Tylko, że ja mam swój dom i na razie potrafię nad tym panować.
-Właśnie: "na razie". Poza tym nie potrafisz się bronić. Co gdyby jakiś silniejszy od nas telepata próbował cię zabić? Nie potrafisz nawet zablokować umysłu, a gdzie tu mam mówić o odpieraniu ataku...
-Tylko, że żadne zły ludzik nie zamierza mnie zamordować.
-Teraz. Ale nie wiesz co będzie... No dobra, może i wiesz. Ale chyba nie jesteś w stanie od tak, tu i teraz dowiedzieć się czy nikt nie będzie chciał zrobić tego w przyszłości 
-Niestety nie. Ale przecież ja nie robię nic takiego, gdzie musiałabym się bronić czy coś..
-Czy do ciebie nic nie dociera? Ludzieee... Trzymajcie mnie! My chcemy ci pomóc! Każdy z nas takiej pomocy bardzo potrzebuje. Zawsze, prędzej czy później. I o wiele lepiej na tym wychodzą jeśli decydują się wcześniej. 
-To może dasz mi numer telefonu i adres na w razie czego hmm? Ale szczerze wątpię w moje odwiedziny  Myślałam, że jestem jakąś anomalią...
-Nie prawda, jest nas dużo więcej. Jednak ciężko znaleźć takie dzieciaki... Serio, szkoła jest otwarta od prawie roku, a mamy 5 uczniów łącznie ze mną. 

Na kartce zapisała jej dane i chwilę potem pani Dorothy zawołała ją, musieli się zbierać. Remy bez słowa pomogła mamie, która widząc jej minę postanowiła na razie nie wnikać. Później padła na łóżko w swoim pokoju i długo przyglądała się kartce. "Żołnierze Olimpu - Heilari. tel. 945 274 190"
Intensywnie myślała o całym zajściu. Wcale nie jest z tym sama, są inni...

***
I tak krótki.. Ale powoli się wyjaśnia co i jak ;] Co do zdjęcia: szkoda słów.. Ale takie jest i będzie ;D Przez to robię się głodna, co jest niefajne, bo zaraz będę musiała robić napad na lodówkę. 

środa, 3 października 2012

Rozdział 1

[ 22 czerwca ] 

Gdy tylko budzik zaczął swój koncert, rudowłosa szesnastolatka zrzuciła go ze stolika. Wymruczała coś pod nosem mając zamiar spać dalej, jednak ktoś jej przeszkodził.

-Rem. Wstawaj! - Mama potrząsnęła ją za ramie uśmiechając się promiennie. - Też nie lubię poniedziałków,  ale spóźnisz się. Za chwilę widzę cię na dole.  - Wyszła nie zamykając drzwi.

Dziewczyna westchnęła z delikatnym uśmiechem i podeszła do szafy. Po chwili szła już do łazienki z ubraniami. Związała włosy w luźny warkocz i po przygotowaniu się do kolejnego dnia zeszła do kuchni ubrana tak. 

-Wcinaj tosty. - Emma podłożyła jej pod nos talerz. -Odwieść cię do szkoły? Bo wiesz, masz 15 minut...
-Mhm.
-Nie wyspałaś się? Ja też. Weź przestań, co za idiota wbija gwoździe o 2 w nocy... Mam dziś tylko kilka spotkań, mogę po ciebie przyjechać, co ty na to?
-Spoko, mam swojego osobistego szofera. - Wyszczerzyła się w uśmiechu. Chwilę potem chwyciła plecak i obydwie wyszły z domu kierując się do garażu. Czarny Nissan Navara był ich oczkiem w głowie. 


Remy ujrzała duży budynek, który okalał trawnik z równymi roślinami oraz boiska. Westchnęła ciężko i otworzyła drzwi. 

-To na razie. - Uśmiechnęła się do mamy i wysiadła zatrzaskując drzwi. Ruszyła w kierunku wejścia mając nadzieje, że zdąży dotrzeć pod klasę na czas. Ze swojej szafki wyjęła  książki i galopem puściła się w odpowiednią stronę. 

-Hej! - Rzuciła do zebranych pod klasą ludzi. 
-Cześć, jak zwykle na ostatnią chwile... - Max uśmiechnął się, próbując przekrzyczeć dzwonek. Nauczycielka historii dumnie weszła do pomieszczenia, swoich uczniów nie racząc nawet spojrzeniem. Rudowłosa mimo wykładającej, lubiła ten przedmiot. Zapamiętywanie dat i wydarzeń szło jej z łatwością. Właściwie nigdy nie miała problemów pamięcią. 

-Otwórzcie książki na 68 stronie. A tymczasem poproszę kogoś do odpowiedzi...
-Remy? - Szepnęła Rachel siedząca za nią. - Kto?
-Kathy.
-Dzięki. 
-Zapraszam pannę Katherine na środek! - Oznajmiła kobieta po kilku minutach. 

Dla nikogo nie było to już niezwykłe. Czyżby ta niepozorna osóbka potrafiła przepowiadać przyszłość? Nie tylko... 

Miała dziś kilka lekcji, jak się okazało ostatnia z nich została odwołana. Leniwość nie pozwoliła jej wracać do domu na piechotę, więc udała się do sali muzycznej. O tej porze nikogo tu już nie było. Chwyciła swoją ulubioną gitarę i siedząc na ławce przy oknie zaczęła brzdąkać. Uczyła się grać od kiedy miała 11 lat, teraz jej umiejętności były na prawdę duże. Nuciła Virginia Bluebell. W pewnym momencie przestała śpiewać i ze spokojem wpatrywała się w drzwi nadal głaskając struny. Minęło kilka sekund zanim usłyszała kroki na korytarzu, potem otworzyły się drzwi i ujrzała w nich swoją matkę. Uśmiechnęła się i zeskoczyła ze stołu odkładając instrument na miejsce. Kobieta była rozradowana jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.

-Remy! Mam niespodziankę! No i prośbę też.. Ale najpierw przyjemności. Wiem, że urodziny masz dopiero jutro, ale... A z resztą, dobra: nie ważne. Jutro Ci powiem. - Wytknęła język i zamierzała wyjść, ale rudowłosa zatrzymała ją.
-Powiedź, proooooszę!
-Za tydzień jedziemy na koncert Mirandy Lambert!
 Zaczęły skakać jak wariatki, ale w miarę szybko doprowadziły się do normalnego stanu.
-A ta prośba? - Zapytała ruda.
-Dziś przychodzi do nas na kolację ważna klientka. To ma być takie rodzinne spotkanie. Mogę na ciebie liczyć?
-Jasne. - Uśmiechnęła się. 

***

Jej, jaki krótki.. 
Ale jak na wstęp może być. :) Chociaż kolejne pewnie też nie będą miały kilometra.. ;]